piątek, 26 czerwca 2020

I tak to leci

Oddzial koronny otworzylam ja sama, w czwartek tydzien temu, o godzinie 21. Wszystkie drzwi, przepusty regulowane dezynfekcja i przebieraniem sie w te i wewte.
A bylo to tak, ze u nas na oddziale byl sadny dzien, bo jak zwykle wiele operacji, a pewna 91- latka ni z gruszki ni z pietruszki dostala jakiejs niedroznosci jelit, i mozna bylo przy niej stac, a nawet we dwoje, co tez kolezanki z popoludniowego dyzuru robily, przebieraly i myly z wymiocin, i w sumie byly godzine dluzej, ale milosc do blizniego ma swoje granice, szczególnie, jak na drugi dzien ma sie wstac przed piata i na ranny dyzur przyjsc. Tak wiec poszly do domu okolo 9 wieczorem, i nie mial kto z pacjentka jezdzic po szpitalu w celu rentgena, potem tomografii, a w miedzyczasie zakladaniu sondy zoladkowej do odciazenia zoladka, a wszydtko to przy unieruchomieniu pacjentki, czyli pas przez brzuch i rece do ramy, bo wszystko sobie jak leci, wyrywala.
A tu ja sama, Corinna na koronie z jednym pacjentem z podejrzeniem o, zamknieta, na kazdym oddziale ktos jeden nieobecmny, wiec lecimy zredukowanym personelem, i nie ma kto z pacjentka do rentgena. Doktor tez odmówil, wskazujac na pacjenta na izbie przyjec.
No to zem zadzwonila do naszego glównego szefa, czyli tego smarka, co ma mniej lat, niz ja doswiadczenia zawodowego, a jeszcze w zimie chcial mnie pouczac, jak mam pracowac, i zaproponowalam mu przybycie do mnie, z dobra rada i pomoca, aktualnie w sensie pojezdzenia z pacjentka po szpitalu. I jak juz w styczniu, i jak to sie po niemiecku okresla, powiedzialam mu to ostatnie na poczatku.
Mlodzieniec nie chcial przyjsc, wskazujac obecnosc Corinny... nosz w morde jeza. Spytalam, czy na serio decyduje o otworzeniu korony, ze wszystkimi konsekwencjami, jakie moga byc, bo jedyny pacjent czekal na wynik jeszcze... tak, chcial. Mlody, glupi, ale niech mu tam bedzie po szefowemu.
Otworzylam wiec wszystko, co sie dalo, Corinna przyszla, swojego jedynaka wstawila na korytarzu, gdyz byl bardzo zdezorientowany i grozilo to jego wypadnieciem z lózka. Na korytarzu mialo go sie na oku. Stal na odcinku koronnym. Jak lezal w lózku odwrotnie, i chcialam mu podlozyc poduszki, zeby mial wyzej, chcial mnie bic. Mówie do niego: kobiet sie nie bije, a ja myslalam, ze pan dzentelmen. Od razu sie zkrygowal i mówi do mnie: o, to ja chce w pelnej formie, prosic o wybaczenie! Widac bylo, ze byl kiedys kims, nawet tym dzentelmenem. 90 lat tez mial.
Tak wiec Corinna zabrala ze soba pare worków do wymiotowania plus reczniki, byla z pacjentka w rentgenie, asystowala przy zakladaniu sondy, przebieralysmy to lózko tej nocy chyba z 5 razy, gdyz pacjentka w pewnym momencie z sama siebie ruszyla z wypróznianiem, co samo w sobie bylo optymalne w tej sytuacji, ale pampers nie dawal temu rady. Sonde pomimo unieruchomionych rak tez sobie wyciagnela, jak i wenflon, no mialysmy z nia 3 swiaty, i jak to mialam ja sama ogarnac, przy innych jeszcze 28 pacjentach, czesciowo swiezo operowanych, jako ze czwartek, to i urologicznie.
A nazywalo sie, ze od piatku, jak korona miala byc oficjalnie zamknieta, zeby jedna z nas zrobila sobie wolne. I ja, i Corinna zbiesilysmy sie na te propozycje, i pracowalysmy we dwie, jak w ksiazce pisze. Przy transfuzjach mierzylysmy co pól godziny parametry, co rzadko sie udaje, kazdy dostawal na zyczenie chlodzacy oklad na kolano czy biodro, byl obracany na boki wedle zyczenia i kiedy chcial, a my nawet mialysmy przepisowa przerwe 45 minut kazda. No i wszystko na spokojnie, nie w galopie. W czwartek nie bylo mozliwe zrobienie przerwy.
W poniedzialek poszlam sobie do adwokata, porozmawiac o tym niby przymusowym robieniu mi wolnego, i tak ogólnie. Przy okazji powiedzialam mu o innym spotkaniu trzeciego stopnia.
W poniedzialek w poludnie dodzwonilam sie do drugiej kontrahentki z ruramy sciekowymi, a dzwonilam do niej i jej matki od kwietnia, mówilam na sekretarke, zero odezwu. A tu w poniedzialek takie cos, ona podniosla sluchawke. Ze jest nie do konca teges, w sensie kompletnie pierdolnieta, wiedzialam od jej ciotki, samego jej ojca, i wujka jej ojca. Najpierw wytlumaczylam jej, co to za rura. Potem powiedzialam o tej umowie. W miedzyczasie ona chciala mi sie wyzalic na swoich zamieszkujacych w tym domu lokatorów, co mnie jednak nie interesowalo, i powracalam do tematu.
Mówie jej jak glupiemu dziecku, ze musi zajac sie sprawa, szukac i brac firme, bo tygodnei i miesiace leca, takie roboty robi sie najlepiej latem, a ona poprzez niereagowanie na moje telefony przebimbala sobie juz prawie 3 miesiace. Ona na to, ze mam jej to pisemnie dostarczyc, a tak w ogóle, to koszty tej roboty ja powinnam przejac, bo... ja zawinilam sytuacji.
Adwokat zasmial sie, i pyta mnie, po co sie tym zajmuje, grunt juz nmie mój, niech sie nowy wlasciciel uzera, wie o tym, wie o niej, w sumie ma racje.
Jako, ze "zawinilam sytuacji", stwierdzilam, ze nie ma sensu dalej prowadzic tej rozmowy, ona tez doszla do wniosku, ze zaczyna ja to nudzic, no i sie rozstalysmy telefonicznie i mam nadzieje, na zawsze.
Napisze do jej matki, zeby dala przyciac zywoplot, bo wybujal na chyba ze 3 metry, i przerósl prze plot. Na szczescie mam z nimi moze 4- 5- metrowa jeszcze granice... wczoraj obcielam galezie przelazace do mnie, wysokosc zostawilam, wywiozlam oczywiscie odplatnie na deponie, razem z moimi zielonymi odpadami, i niech sie dzieje wola nieba.
Kupilam sobie ogrodowe nozyce, takie ladowane i na przycisk :)
Juz kiedys mialam, ale odeszly. Lapska mam jakie mam, znaczy rano niezywe, ciesnie nadgarstków, skurcze, malego prawego palca nie czuje juz od jakiegos czasu, to nei chcialo mi sie recznie siekac, jak trzeba cos przystrzyc. Pojechalam wczoraj do OBI, zakupilam hortensje, maline, piwonie, kilka kwiatów na zewnatrz i do srodka malego kaktusa, i potem poszalalam tymi nozycami, jak juz naladowalam. Maja zreszta dwa ostrza, drugie ostrze jest dluzsze, i mozna m´nim podcinac np bukszpan czy inne delikatniejsze galazki. Tak wiec zakup udany.
(notabene moim innym ulubionym gadzetem jest dmuchawa na liscie, która uwielbiam zamiatac podwórko i inne powierzchnie, tez na ladowarke to dziala)
Upal u nas niemozebny, 30 i wiecej, czekam wieczora i zaczynam malowac powierzchnie drewniane, czyli scianki pergoli, przed wejsciem do piwnicy, musze pomalowac tez domek w ogródku. Arno bedzie malowal belki i na wysokosciach. Ja lece po scianach.
Ten weekend maja cos innego, a ja mam wolne, to wiele obskocze.
Rozliczenie podatkowe nadal lezy i wola o zrobienie, ale za to przerobilam i uszylam kilka firanek. Bo likwiduje te wielkie, mojej mamy jeszcze. Ja jestem taka bardziej od golych okien, badz zazdrostek. Rolety na zwenatrz porzadne sa, tak wiec.
Problem sukienkowy na wesele czy raczej slub, rozwiazany dzieki milej paczce z Polski. Teraz tylko buty i torebka, zeby pasowamo mniej wiecej i ladnie wygladalo.
Wesela jak zaplanowane, nie bedzie, bo u nas maksymalnie 50 ludzia i obostrzenia w lokalach, ze nie ma sensu i organizator odradzil. Tak wiec bedzie slub, zdjecia i przyjecie przed domem.


Sunny rosnie jak na drozdzach, wazy ponad 30 kilo, i Mirka nawet juz ja lubi, bo nic innego jej nie pozostalo, musi czasami do Marity, jak i na drugi tydzien, jade bowiem po odbiór mojego nowego procesora :) 

18 komentarzy:

  1. Fatalny tydzien w pracy.Albo dużo pacjentów albo mało.Jak szef może dopuścić pielęgniarkę z korony do pomocy?Takie zakupy w OBI też mi się podobają.Sasiadke masz nieciekawą.Nie lubię upałów. POZDRAWIAM.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ula, gdzies mi zginal komentarz... szef jest za mlody i glupi. Jugend forscht ;) znasz to? Sasiadka nie mieszka tutaj, tylko jakies 100 km stad, dom wynajmuje, i ostatni raz tutaj byly, jakies 20 lat temu.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Lucy, ten Twój szef to się powinien leczyć na głowę.I to solidnie.
    I powiedz ni po jaką nagłą cholerę przedłuża się ludziom życie, skoro nijak nie daje się zapewnić im komfortu, bo zdrowie w pewnej chwili "idzie się paść na łąkę".
    Serdeczności;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo personel pieniadze kosztuje.
      A smarkaty szef powinien najpierw zobaczyc, jak wyglada chory w lózku. Chetnie bym mu pokazala, ale nie chcial przyjsc i jezdzic z ta pacjentka po szpitalu.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Fatalny tydzień, bardzo wyczerpujący. A szef chyba nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji własnych decyzji.:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za mlody, za glupi, byl w odbycie i odchody widzial ;)

      Usuń
  4. Lucy, no to miałaś w pracy zwariowane podwórko. Ten szef to kretyn, przepraszam bardzo, ale to pierwsze co mi na myśl przyszło. Otwierać coronę, A kto będzie odpowiadał jeśli akurat się rozniesie? Ironia losu takie figle płata. Oby tym razem nie.
    Z babą faktycznie odpuść, jak głupia to trudno, słuchaj adwokata, on swoje wie.
    Nie chciałabym się znależć na starość w sytuacji tej biednej pacjentki... ona się męczy i was morduje, w sensie personel. Co może poradzić.
    Sunny śliczna i duża! Prawie jaj Skituś 🙂 Przytul Mirkę! anka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja sie praca nie przejmuje, jak cos jest, alarmuje, jak trzeba, to i pólnocy juz dzwonilam do kogo trzeba. Ja nie piodejmuje zadnych decyzji, bo ja za to pieniedzy nie biore. Ja chce po prostu normalnie i spokojnie pracowac, tylko tyle.
      Sunny ma dopiero 7 miesiecy... :D
      Pozdrawoiam i miziam Skitka i Szilke!

      Usuń
  5. Pracowo dzieje się u Ciebie dużo.
    Najpierw dostawałaś odcisków na czterech literach od siedzenia, teraz z kolei biegasz na piątym biegu;)))
    Dobrze, ze masz ten kawałek ogrodu, którym trzeba się zając, coś posadzić, coś przyciąć odpoczywając psychicznie od problemów pt "praca"
    Pozdrawiam serdecznie, dla Mirki głaski przesyłam;))).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mogloby byc normalnie, jak kiedys bywalo...
      W ogrodzie takim zabawkowym chetnie bywam, duzo chetniej, zawsze cos podleje, podepre, posadze, przesadze, dopieszcze. Zawsze cos sie znajdzie. I faktycznie glowa inna.
      Pozdrawiam Cie serdecznie!

      Usuń
  6. ja coraz gubie nozyce/lopatki, przykladam obcietymi galeziami i laduja w koszu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E nie, tak zle to nie ma. Ale mam sporo starego sprzetu, musze przepatrzec, co do czego, bo czasami stare lepsze niz to nowe z terminem uzywania. Nastepna wystawka w listopadzie chyba, wiec mam troche czasu.

      Usuń
  7. Czytając już się zmęczyłam, a co dopiero ty, która sama musiałaś w tym wszystkim uczestniczyć. A tak poza tym, to pracowita pszczółka z ciebie. Czasem za bardzo. Usiądź, odpocznij. A nie tylko praca i praca.
    Mimo wirusa ściskam cię mocno:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, dzisiaj posiedzialam, najpierw poczytalam, potem posluchalam Ksiag Jakubowych.
      Dziekuje i odsciskowuje, u mnie w gminie od marca wirusa njet :D

      Usuń
  8. Ja prawie nie wierzę w to, co czytam: szef pielęgniarskiego personelu nie wierzący w pandemię, bo mu się nie chce do pracy przyjechać. Powinien to cholerstwo złapać i się naprawdę dobrze przechorować, może by to jego wiarę umocniło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. On za mlody i za glupi jeszcze, ja nie rozumiem, po co smarkaterie na takie stolki sie wysadza, no ale co ja tam wiem.

      Usuń
  9. Ze zgrozą czytam o Twojej pracy. Za każdym razem upewniam się w tym, co wiem od dawna, że nie dałabym rady pracować przy ludziach. Podziwiam i szanuję Twoje zaangażowanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama praca jest ok, tylko ta otoczka, i banda zarzadzajaca sa fatalne.

      Usuń