I tak doszlo do tego, ze zyje w tej czesci Niemiec, która ma jeden z najmniejszych wskazników zachorowan na cala Germanie. 4,3 wczoraj, a dzisiaj jeszcze mniej, bo jeden chory ubyl, znaczy wyzdrowial. Dla porównania- powiat, w którym pracuje, ma 80. Inni podchodza z kolei do 300. I wszystko jasne.
U nas po prostu duzo przestrzenii, a malo ludzi, totalna prowincja. Zyjemy w miare normalnie, chodzimy w maseczkach do sklepu czy gdzie tam trzeba, a juz sasiedzkie powiaty i na deptakach, w publicznej przestrzenii, zamaskowani musza chodzic. Papier tolaletowy i make oczywiscie wykupujemy, tudziez suszone drozdze :D
Tak wiec teraz tylko uwazac, maskowac sie, myc rece, dezynfekcja w prywatnych przestrzenaich niekonieczna.
Ale ponoc kroi sie zamykanie fryzjerów, praktyk fizjoterapii, co i mnei by dotknelo; zobaczymy. Gastronomia na siedzaco, znaczy jedzenie w lokalach, nadal dziala, wczoraj dopiero bylam na obiedzie. Dla starszych ludzi maja karteluszki do wypelnienia, dla osmartfonowanych appke.
Tylko te laminaty dla celów dezynfekcyjnych troche fatalnie wygladaja. I dlugopisy tez sie dezynfekuje, najlepiej swój ze soba nosic, ale czesto zapominam.
W pracy w powiecie z osiemdziesiatka, latalam sobie tak:
Dla profilaktyki, coraz czesciej zdarzaja sie konkretne podejrzenia o covida, wyniki na szczescie okazuja sie negatywne, niektórzy pacjenci sa testowani podwójnie i ostro izolowani.
Dyzury w ostatnim tygodniu mialam kompletnie innego sortu niz zwykle, bylam 5 nocy na koronie, czyli kazdy nowo przyjety mój, no chyba je kwalifikowal sie na OiOM. Niestety jeden zakwalifikowal sie do mnie, i w druga noc musialam go reanimowac. Caly czas mi sie widzialo, ze on niezdrowy, i w pewnym momencie znajde go niezywego w lózku. I tak tez bylo. I co zrobic, ja z moimi 1,60 nie dam rady reanimowac na stojaco, wiec najpierw alarm reanimacyjny, potem alarm do kolezanki, i skok do lózka na Wiktora... na poczatku reanimacji, na starcie, oczywiscie zlamalam mu trzy zebra, i to jest ten moment, w którym najchetniej rzygnelabym na srodek sali, bo wszystko mi sie obraca i nicuje na lewa strone, jak ten mostek pod moja dlonia i piescia za bardzo sie ugina, i czuje te obluzowane zebra, ale wtedy reanimacja jest niestety prawidlowa i ma sens, bo dociskasz do serca i je masujesz w rytmie Stayin´Àlive. Badz Yellow Submarine. Highway to Hell tez mozna wziac za wzór, czasami nawet bardziej pasuje do sytuacji. Reanimacja to nie jest to, co pokazuja w durnych serialach, to jest ciezka fizyczna praca, i emocje nie opadaja nawet wtedy, gdy w ciagu dwóch minut team reanimacyjny przejmuje dalsza robote, i ma sie tylko za zadanie podawac cos tam, czy czytac z akty pacjenta, co anestezjolog tam chce wiedziec. Intubacja, pare kopów pradem, próba zalapania pacjenta w rytm sinusowy, odjazd na OiOM, ja siadam na podlodze i powoli oddycham, wdech, wydech, wdech, wydech, spokojnie. Wiktor zyje nadal, ale w komie i oczywiscie leci na respiratorze. Czy mu ta reanimacja zrobilam przysluge, nie wiem, raczej nie. Tak wiec Highway to Hell.
Póki co, uszlam ze zdrowiem, mam teraz 3 tygodnie wolnego, bo urlop. Wycieczki do rodziny za FFM odmówilam, za sliska sprawa, tam, gdzie meiszkaja, gdzie windy uzywa do dwóch tysiecy ludzi dziennie. A na iksnaste pietro piechota nie zajde, ani Mirka kilka razy dzienie.
Tak wiec, siedzimy na tej naszej prowincji, ja czytam ksiazki, spotykam sie na zmiane i pojedynczo z kim tam sie przytrafi, duzo chodze z Mirka. Biergam na zmiane na fizjoterapie i na silownie, bo i tam nie wyslali w ramach recepty. A wieczorem lampka wina w celach dezynfekcji.
#fiftyplusandfaboulous ;)
Cieszę się, że u Ciebie względnie bezpiecznie, choć i tam- jak napisałaś- różne przypadki mogą się trafić. Może uda Ci się psychicznie i fizycznie zregenerować przez te trzy tygodnie. Szczerze Ci tego życzę! Zdrówka i optymizmu!:)
OdpowiedzUsuńTak ciężka praca wymaga rehabilitacji nie tylko dla ciała, ale i dla psychiki! Uważaj na siebie i trzymaj się zdrowo!
OdpowiedzUsuńJejku ,ta reanimacja mnie przeraziła,jak mu złamałaś 3 zebra?.Ja też blokowa, 7 piętro a dzisuaj konserwacja windy, to piechota, w dół poszło ale do góry gorzej.Trzymaj się i wypoczywaj.
OdpowiedzUsuńOd chwili gdy mąż wyszedł ze szpitala po operacji na otwartym sercu, wciąż się bałam, że może będę musiała mu ten "zaklamrowany" mostek naruszyć, żeby go ratować nim pogotowie nadjedzie. Z 5 razy się pytałam wszystkich kardiologów czy mu tym aby większej krzywdy nie wyrządzę. W tym strachu żyłam 10 lat. Na szczęście zmarł we śnie, bez żadnego ostrzeżenia, oszczędził mi tego stresu, że mogę mu tylko wyrządzić krzywdę a i tak nie uratuję. To, że u Ciebie słabsze zaludnienie to sama korzyść. No właśnie - utrzymywanie dystansu to jednak ważna rzecz, tyle tylko, że jakoś ludzie tego nie mogą pojąć. Na prowincji szwedzkiej, gdzie są duże odległości od poszczególnych gospodarstw też cisza i spokój, chorują najwięcej duże miasta.
OdpowiedzUsuńBerlin ma 4 dzielnice mocno "zacovidowane", w mojej cisza i spokój.No więc nie wyściubiam nosa poza nią. W ramach profilaktyki z moimi widuję się raz na tydzień i z reguły poza pomieszczeniami zamkniętymi, dzieciaki póki co chodzą do szkoły. Oni są obaj nieźle wyszkoleni po tej Szwecji, jak coś mówią to nie stoją blisko i raczej z boku, a nie twarzą w twarz. W ramach unikania tłumu nie poszłam dziś pod polską ambasadę by protestować w obronie polskich kobiet.
Dbaj o siebie, bierz wit.D.
Serdeczności;)
O mannometer, Lucy - Ciebie i innych Ratownikow podziwiam nieustajaco!!!
OdpowiedzUsuńTez jestem akurat na urlopie, ktory zaczal sie od dwudniowej kwarantanny... Tak dwudniowej, w cyrku zwanym przedszkolem takie numery: najpierw wywalili wszystkich do domu, GA po dwoch dniach orzekl kwarantanne, ja po dwoch dniach kwarantanny doliczylam sie, ze mnie nie dotyczy, gdyz szefostwo nie poinformowalo urzedu o naszych pseudokohortach i alarm liczy sie tylko dla uczestnikow inteligentnie zorganizowanego zebrania calego teamu (ja nie bylam, bom ryzykowna), a teraz zarzad wlasnowolnie chce skrocic kwarantanne (przy pomocy adwokata), bo nacisk jest, ze przedszkola maja byc otwarte i rodzicow nie obchodzi, ze ktos juz zachorowal... A Vorstand zawsze jak to nasze bezpieczenstwo wazne, nasze zdrowie, pierdu,pierdu. Nie zadroszcze Ci kostiumu pracownika, choc moim "zabezpieczeniem" jest maseczka, skrocone godziny pracy "przy dziecku", ktore spedzam z wybrancami na podworku (bez wzgledu na pogode). Dlugo bronilam sie przed zwolnieniem dlugoterminowym, ale pomalu chmurywydaja sie coraz ciemniejsze, a ja nie jestem kotem ;-)
Przepraszam ze tak duzo o sobie, lecz na tem moment moja kobieca oraz pracownicza glowa przeciazona jest tymi wszystkimi, ktorzy uznaja, ze moga po niej skakac.
Pozdrawiam Cie mocno.
Lucy, z przerażeniem przeczytałam o tych złamanych żebrach. Aż mną wstrząsnęło,bo ja się na medyka nie nadaję, od razu mi się słabo robi. Podziwiam Cię nieustająco (jak i całą służbę zdrowia) za wszystko co robisz dla ratowania życia. Dobrze, że masz ten urlop i możesz odpocząć. I dobrze, że masz Mirkę a ona Ciebie :) Buziaki!
OdpowiedzUsuńU mnie w Krainie Deszczowców też bardzo mało przypadków covid, właściwie epidemiczna nuda. Dobrze, że masz urlop i dobrze, że się nigdzie nie wybierasz. Teraz w domu jest najlepiej i tobie i Miruni i mnie też ;) Nie wiedziałam, że do Highway to hell też można, pozostałabym przy Stayn' alive. Jesteś bardzo dzielna. Przytulaski
OdpowiedzUsuńCzyta się ciebie, jak nizły medyczny thriller.Ciężki zawód wybrałaś. I tak niedoceniany.
OdpowiedzUsuńJesteś w samym epicentrum choroby. Podziwiam cię bardzo:)))
Dołączam do tego, co napisała danonk. Lubię Twój sposób relacjonowania wydarzeń. Świetnie się czyta Twoje wpisy. Pozdrawiam Cię serdecznie. Nie daj się zarazie.
OdpowiedzUsuńWieczorna dezynfekcja najlepsza metoda. U nas calkowity chaos. Trumpisci szaleja, zachorowania wzrastaja, a ich zyczeniem jest wurzucenie z pracy glownego lekarza. Dzisiaj wybory, ktore pewnie nie dadza wyniku I klown pozostanie.
OdpowiedzUsuń