poniedziałek, 27 września 2021

I tak zyjemy dalej

 Nie wiem dlaczego, ale od piatku jestesmy kompletnie zmeczeni i chodzimy troche na tzw. dziaslach. A ciszy i spokoju mamy wlasciwie wystarczajaco. Problemem jest jednak nadal moje kolano, które bezproblemowo funkcjonuje w drodze, czyli chodzic chodze nornalnie , absolwuje moja fizjoterapie plus silownie, bo mój terapeuta i takowa ma, jezdze ten na rowerze, bo mi nakazano na fizjoterapii, ale o ile musze dluzej siedziec, czy lezec, zaczyna sie karuzela. Kolano po prostu boli i juz. 

Cowieczorny rytual, kladziemy sie spac, nawet zasypiam, po godzinie czy dwóch budze sie, bo po prostu boli. Z poczatku wstawalam i dopiero wtedy bralam Ibuprofen w ilosci 600 miligramów, który tez przestal w pewnym momencie dzialac, i przeszlam na Tilidin 50. Przy czym juz sie nie stresuje w srodku nocy, biore przed spaniem, ale i tak bóle mnei budza, nawet kilka razy w nocy. Jak i ostatniej nocy. O pólnocy noc dla mnie praktycznie sie skonczyla, nie moge lezec, Tobi tez sie budzi, no i co robic. Zwykly program, mówi Tobi. Ty wierc sie w tym lózku, a ja spróbuje znowu jakos zasnac.  Po jakims czasie i zwykle kolejnej tabletce, zasypiamy. 

Dzisiaj lekarz rodzinny wystawil mi kolejne 4 tygodnie zwolnienia, i mam przyjsc po kolejna recepte na fizjoterapie, poza tym na drugi tydzien do ortopedy. Rezonans magnetyczny nie wchodzi u mnie w gre, ale tomograf tak. Poza tym, tradycyjny rentgen, w koncu tak odkryto u mnie te popsuta lakotke. 











Wczoraj rano pojechalismy, ze tak to okresle, w jednodniowa podróz poslubna ;) Pomyslelismy, ze Pustac Luneburska bedzie ok, w tej porze roku, wrzosy co prawda dopiero zaczynaja kwitnac, ale to jest latwo nadrobic. Po drodze trafil nam sie Totenstatt, piec tysiecy lat stary cmentarz, z epoki brazu i neolitu, spora czesc jeszcze nie zbadana. Polecaja odwiedzic to miejsce w listopadowych mglach, co tez zrobimy. 

Wracajac stamtad, wstapilismy do Iny na jej ranczo. Jak zwykle, spotkanie trzeciego stopnia, bo Tobi znal Ine jedynie z moich opowiesci, a miec o Inie opowiedziane, a zobaczyc ja w kolorze, to dwie pary butów ;D Ilosc psów nieco sie zmniejszyla, jest ich tylko 10, ale za to masa kur, kilka koni, stadko baranów, i kot o imieniu Ping- Pong. Z którym sie mirka miala, bo kot do psów wciagniety, i nic mu tam nie wcisniesz. Z baranem Mirka tez sie miala, bo chciala ganiac pania baranowa, a baranowi nie za bardzo to pasowalo. 

Pogoda dopisala, widoki, rozmowy, kulinaria, wszystko bylo bardzo udane, i na serio, byla to bardzo fajna podróz poslubna :D na drugi weekend kontynuujemy, w jakimkolwiek kierunku, a tak wlasciwie, wartaloby Lilli odwiedzic. 

Dziekuje za zyczenia szczescia i pomyslnosci na nowej drodze zycia! 

O reakcji rodziny (dalszej, i w sumie mna sie nie zajmujacej) napisze wkrótce. 




12 komentarzy:

  1. Jak miło znów Cię czytać. I ten post tak szybciutko.
    Podróż poślubna super i fajnie że do powtórzenia.Joanna.

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiało "sielskością" ze zdjęć, śliczne wszystkie zwierzaczki.
    Czy operacja łąkotki Cię czeka czy terapia pomoże? Niech Cię nie boli!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, już operowaną jestem, 27 lipca, zobaczymy, co dalej.

      Usuń
    2. aa, to teraz czekać trzeba na powrót formy. U mojego taty dość długo to trwało, pamiętam, że był na turnusie rehabilitacyjnym. Potem było ok już zawsze.

      Usuń
    3. Tak wlasnie mysle, po prostu cierpliwosc i ruch, a reszta sama w koncu dojdzie do formy... Z moja praca nie ma sensu za szybko wyrywac sie do pracy, bo o ile ponoc przy lekkiej pracy fizycznej, czy umyslowej, typu biurko, do pracy powraca sie po 2 tygodniach, tak u mnie niestety przy ciezkiej i bardzo ciezkiej pracy fizycznej, trzy miesiace to norma. Moja królewska dyscyplina w pracy jest bowiem ze stania w kucki, w tych kuckach wytrwac kilka minut, po czym stanac na nogi, z 3- kilogramowym ciezarem, i przy tym wszystkim nigdzie nie dotykac w sensie podtrzymania sie czy cos takiego, bo higiena. To jest typowe dla urologicznego pacjenta z plukanka, i dopóki tego nie opanuje, nie ma sensu isc do pracy, bo po co.
      Rehabilitacja i mnie by sie nalezala, nawet czesciej niz u normalnych smiertelników, gdyz mam ten stopien inwalidztwa, ale póki co, nie pasuje nam w plany zyciowe, ale byc moze za rok.

      Usuń
  3. Powrotu do zdrowia życzę.Pieknie spędzacie czas , cudowne widoczki.Twoja Mirosława to odważna jest.Pozdrawiam .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mirka jest za bardzo siebie pewna, czy jak mówie: frech wie Gossendreck ;) no i dostala od barana :D
      Tak, okolica u nas i troche dalej cudowna. Czy Pustac Luneburska, czy góry Harz, czy po prostu nad rzekami Wezera i Leine, w sumie czasami jedziemy bez celu, zatrzymujemy sie, i tam jest po prostu pieknie.

      Usuń
  4. Oj, to nie za dobrze z tym kolanem.Mnie po operacji łąkotki już ani razu nie bolało ani przy chodzeniu ani w czasie leżenia. Teraz za to mam "polkę" ze stawami krzyżowo-biodrowymi, ale to nic dziwnego- kiedyś miałam złamaną kość krzyżową, w 2019 złamanie główki kości udowej, no więc te stawy krzyżowo-biodrowe mają ze mną ciężkie życie a do tego dochodzi metryka. Taka krótka podróż poślubna to dobrą rzeczą jest.No a ile atrakcji dla Mirki!
    Serdeczności i dobrej diagnozy względem tego kolana;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anabell, u Ciebie metryka, u mnie 37 lat na liczniku, pracy pielegniarskiej, bo licze od pierwszej praktyki w szpitalu, jeszcze w Polsce, mialam wtedy 16 lat.
      Wyliczajac moje cielesne dewastacje, to od góry do dolumam: wypadniete 2 dyski w odcinku szyjnym kregoslupa, zwapnienie w barku, lokiec tenisisty, 2 ciesni nadgarstków, i teraz lakaotke, z artroza kolana kwalifikujaca kiedys do woperowania nowego stawu kolanowego. Za to w krzyzach nei mam nic, to ciekawe.
      No cóz, z tymi obarczeniami, kilka(nascie) jednodniowych podrózy poslubnych jest wskazane ;)
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  5. Wszystkiego dobrego na nowej drodze życia oraz powrotu do zdrowa!

    OdpowiedzUsuń