piątek, 2 maja 2025

71. Bamberg w ostatni dzień kwietnia

Podróż jak zwykle pociągiem. 12 minut, zero problemu z parkowaniem, zero przecenionych  w sensie wygórowanych cen za odstawienie auta w jakimś ciasnym bunkrze, o ile tam w ogóle będzie miejsce. Ja mam Fabię i nawet z nią problemy między ciasnymi filarami. 
12 minut jazdy pociagiem, nawet nie ma kiedy rozsiąść się w tym RE. Ale siadam, nawet czytam parę kartek w książce, bo potem  na nogach Bamberg oblecę. 
Na stacji spotkałam koleżankę z pracy, z chirurgii; odprowadzała syna do pociągu w odwrotnym kierunku, do szkoły. 
Zdziwiła się, że jeżdżę pociągiem. Ano jeżdżę, a żeby było ciekawiej, do pociągu przyjechałam na rowerze. 
W Bamberg na pierwszym planie miałam urząd finansowy, bo zrobiłam rozliczenie podatkowe za zeszły rok, a że przeprowadziłam się z Dolnej Saksonii na Bawarię, potrzebuję nowy numer podatkowy. I mój stopień niepełnosprawności dałam tam wpisać, po okazaniu dowodu na to. To jest też ulga podatkowa, obok więcej urlopu, 2 lata wcześniej na emeryturę i praktycznie niemożliwego zwolnienia z pracy. 
UF odbębniłam bardzo szybko, a że miałam troche czasu, wypiłam kawę w piekarni, poszłam dalej, do laryngologa, którego też musiałam sobie na nowo poszukać. Mam teraz młodą lekarkę. 
Potrzebowałam skierowania od lekarza specjalisty do kliniki w Göttingen, bo mam tam wizytę za 3 tygodnie, kontrola implantu, procesora i oczywiście botoks. 
Jako, że jestem nową pacjentka, pani doktor chciała wiedzieć wszystko dokładnie, przemaglowano mnie na testach słuchowych, pomimo, że wzięłam ze sobą część dokumentacji, operację CI, dokumenty z rehabilitacji z Bad Nauheim.  
W poczekalni pogawędziłam miło ze starszym panem, który przygotowuje się do operacji przegrody nosa. Okazało się, że przed 30 laty mieszkał w Zapfendorf, i wiele jeszcze znał. 
Dostałam skierowanie do kliniki uniwersyteckiej, i numer telefonu do kliniki w Erlangen, gdzie też oferują botoks. Bliżej byłoby... się zobaczy. 
Gabinet mieścił się oczywiście w starej, ogromnej kamienicy przy jednej z głównych, pryncypialnych ulic, na pierwszym piętrze. 
Na parterze uwidzialam gabinet chirurga plastycznego, i tak mi się zamarzyło, pierwsze primo powieki, drugie primo zmniejszenie biustu, trzecie primo redukcja fałdy na brzuchu. Do własnych ud nie mam nic, jak i do tyłka, ale nogi mam fatalne, przez żylaki, pajączki,  siniaki.
Ten dom: 




Jeszcze raz kościół St. Gangolf, i Theuerstadt. 



Kunigundenwall, którym lecę  do urzędu finansowego: 



Potem poszłam do Galerii, która jest pojedynczym sklepem, obejrzeć staniki na sport (bo nadal ćwiczę u Meggi, a AquaZumba od lipca zaklepana), i matę do ćwiczeń na podłodze nabyć. Tych nie było, a staniki nieciekawe i drogie (drugie primo). 
Za to kupiłam sobie letnia sukienkę i legginsy, a na rynku lawendę do wsadzenia przed tarasem. 
Poleciałam na Grüner Markt, placyk przed kościołem St. Martin i przed pomnikiem 
Gabelmoo, czyli Neptuna. Jak zwykle dzień targowy. Kwiaty, owoce, warzywa. Zielony Rynek, po prostu. I reszta tętniącego życia. 
















Tym razem zerknęłam w apkę, kiedy odchodzi mój pociąg, czasu miałam wystarczająco, tak więc weszłam do kościoła St.  Martin. 









I tak spędziłam przedpołudnie w Bamberg, krótko po 12 byłam z powrotem. 
Bamberg jest warty każdej wycieczki. 


14 komentarzy:

  1. Nim moja córka zamieszkała w Berlinie to kilka lat mieszkała w Monachium, bo dostała stypendium bawarskie i tam robiła studia doktoranckie a myśmy ją tam odwiedzali. I ogromnie lubiłam wtedy wycieczki do różnych niedużych miasteczek- wszystkie szalenie zadbane, istne cacuszka i chyba nigdy nie zapomnę wielkości porcji serwowanych w bawarskich restauracyjkach- na nas dwie jedna bawarska porcja to było aż nadto. Moi obaj wnukowie urodzili się w Monachium. A potem córka dostała z UE (jako jedyna kobieta niemiecka) stypendium i wybrała Uniwersytet Berliński do realizacji swojej pracy. Ale choć to było już ponad 10 temu do dziś pamiętam "wypady" do Szwajcarii i te mieściny tuż za granicą niemiecko-szwajcarską, do których wjeżdżało się jak do świata bajkowego - na mnie robiło to wrażenie dekoracji teatralnych- trawa koło domów idealnie przycięta jakby ktoś ją nożyczkami przycinał wspomagając się linijką by było równo co do milimetra, na ścianach domów wymalowane jakieś historyjki obrazkowe, sterylnie czysto, pięknie ponakrywane stoliki w ogródkach kawiarnianych - naprawdę całość robiła wrażenie. I szalenie lubiłam gdy jeździliśmy w stronę Alp i odwiedzaliśmy okoliczne jeziora- tam naprawdę było ślicznie. I niezapomniana jest dla mnie także wyprawa na wyspę Mainau i pobyt nad Jeziorem Bodeńskim no i wycieczka do Norymbergi. Bawaria jest naprawdę bardzo, bardzo ładna, ale ci leciwi Bawarczycy nie byli zbyt kontaktowi - oni uważają się za lepszych od innych Niemców.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To fakt, Bawaria i Górna Frankonia, w której od prawie roku mieszkam, jest po prostu piękna. Dolna Saksonia, która 37 lat była moją ojczyzną, schodzi niestety na psy, I to widać teraz bardzo po nie tylko takich drobnych sprawach, jak już nie tak jak kiedyś, wypielęgnowane trawniki i ogrody. Gastronomia też taka sobie, mało lokalnej kuchni, za to multum Berlin Döner. Nie, żebym coś miała do naprawdę dobrego Chińczyka w mieście powiatowym, bo u niego zawsze jest bardzo smakowicie, ale jakąś właśnie restauracja z lokalną kuchnią byłaby naprawdę niezła. Tutaj są takie, I do tego w dostępnej cenie, nasza Birgit na przykład.
      Bawarczyków nie znam osobiście ani jednego, bo pomimo oficjalnego mieszkania w Bawarii, tutaj występują prawie wyłącznie autochtoni, czyli Frankonczycy, którzy baaardzo nie lubią określania ich mianem Bawarczyków 😤
      Ja jestem egzotem we wsi, do mnie każdy zagaduje, szczególnie starsi. W sumie, mam 57 lat, więc już nie taka młódka jestem.
      Ale także, gdy jestem poza Zapfendorf, w drodze, ostatnio w Bamberg, nie wiem dlaczego, ale zawsze ktoś do mnie zagaduje, jak ostatnio ten starszy pan u laryngologa. Czy jak siedzę w kafejce, nie mam szans na poczytanie ebooka, w sumie nie muszę go brać że sobą nigdzie, bo po prostu nie dadzą mi w spokoju poczytać, zawsze ktoś zagada 🤷🏻‍♀️
      A wczoraj to w ogóle był hit i bliskie spotkanie trzeciego stopnia, ale to temat na osobny wpis.

      Usuń
    2. 😂😂😂😂😂 ostatnio córki koleżanka internetowa (mieszka w Chemnitz) podczas rozmowy telefonicznej powiedziała "wy Bawarczycy"😂😂😂😂😂, myślałam, że córka jej przez słuchawkę oczy wydrapie, a gdy reszta się dowiedziała o co chodzi, to też na nią naskoczyli😂😂😂😂😂. Oficjalne przeprosiny zostały z łaską przyjęte...

      Usuń
    3. Ach, Bamberg...😍

      Usuń
    4. Znam tę krewkość. Frankonia jest od 222 lat pod zaborem bawarskim.
      Na określenie go Bawarczykiem, Tobi reaguje: willst Schellen?

      Usuń
    5. 😂😂😂😂 przynajmniej najpierw pyta czy chcesz😂😂😂😂

      Usuń
  2. Sporo spraw pozałatwiałaś w stosunkowo krótkim czasie.Super!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze jakoś brakuje mi czasu, na czytanie, dzierganie, I staram się czas jak najefektywniej wykorzystać, a także coś dla siebie wygospodarować, jak gdzieś jestem. Tym razem był zaplanowany kościół Św. Marcina, I udało się przed odjazdem pociągu 🙂

      Usuń
  3. O matko, tyle rzeczy w tak krótkim czasie?
    Jesteś kobieta petarda!
    Cudne budynki i okolica!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jotko, jak już wyżej Matyldzie napisałam, czas bardzo gospodaruję. Wczoraj wrzuciłam na luz, bo wiem, co znaczy, nie mieć czasu na nicrobienie, czy też samopoganianie się.

      Usuń
  4. Chyba miałaś turbodoładowanie, tyle spraw i kawa i zakupy, brawo Ty, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To było bardzo efektywnie i miło spędzone przedpołudnie. Pozdrawiam, Ula 🙂

      Usuń
  5. Nie lubię pędzić... choć tak w sumie żyłam 20 lat , w końcu organizm powiedział dość.
    Mam w sobie coś takiego, że kiedy gdzieś jadę to muszę mieć plan, co zwiedzić. Załatwiłaś wszystko w try miga. Podziwiam, ja bym ten pęd odchorowała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maximum w minimalnym czasie 😇 ale mam też przerwy w pędzie, naprawdę.

      Usuń