Mirka skończyła oficjalnie 14 lat, taką ma wpisana datę urodzenia do jej paszportu z Bośni i Hercegowiny, 1. 10. 2011. Być może jest faktycznie rok starsza, być może tylko pół roku.
Coraz bardziej biała, ale lata sobie jak młoda, co mnie niesamowicie cieszy. Głuchota ma się dobrze 😉 w listopadzie termin na szczepienie, przy okazji niech jej wet trochę krwi upuści, zobaczymy, co w środku psa się dzieje, bądź lepiej nie. Dwa lata temu miała bowiem lekkie zapalenie trzustki.
Pracowo zakończyłam geriatrię, ostatnie dwa dyżury zrobiłam sobie nocne, potem się wyspałam i wczoraj z okazji święta państwowego i szczególnych dodatków zaczęłam pracę na chirurgii. Wczoraj miałam wolne, dzisiaj dyżur, także jutro w poniedziałek, i w nadchodzący czwartej na noc, we wtorek krótkie dokształcanie zawodowe o higienie, i tak zakończę kolejny tydzień.
W międzyczasie z powodu testowania bufetu u Chińczyka i Mongoła w Hallstadt- nie polecam tego lokalu- znowu zaszłam do takiego kolorowego sklepu i ogólnie centrum handlowego. Wełny mają po kokardkę. I karuzelę z własnym napędem.
We Frankonii zaczęła się jesień, póki co mokra. Zebrałam leżaki z ogrodu. Cynie kwitną.
Cynie są kwiatami, które bardzo lubię, już przez same kolory. Przypominają mi one scenę z bodajze "Ani ze Złotego Brzegu", gdzie w ogrodzie było wiele kwiatów, ale nie było cynii, bo Ania uważała je za kwiaty bez duszy.
Wczorajszą "wolna" sobota upłynęła mi pod znakiem gotowania- wirsing po frankonsku, kluski i kawałek pieczeni w sosie własnym plus cebulą i co tam jeszcze w warzywnej szufladce miałam. Notabene przeczytałam poradnik na temat artretyzmu, i przy tym schorzeniu polecane jest konsumowanie cebuli, pora, czosnku, a odradzane truskawki i pomidory. No to przestawiamy nieco dietę. Mądra kniga była z miejscowej biblioteki, gdzie Wczoraj po południu jeszcze szybko zawitałam, bo miałam czas względnie akurat nie byliśmy w drodze (w planach była Turyngia i trochę jazdy kolejką i chodzenia, ale niemiłościwie się rozpadało, także tam, i przesunęliśmy atrakcję...).
Tak więc sobota była domowa i dwa wyjazdy do Bamberg do dwóch sklepów budowlanych, w południe i po południu. Mirka była zmęczona jak stara kobyła, chociaż w jednym ze sklepów było fajnie, bo żarcie i woda w drzwiach stały; w drugim jedynie głaskano na bramce 😉
Życzę Mirce dużo zdrowia. 😘🐕 Cynie są przepiękne. Ania nie miała racji.😀
OdpowiedzUsuńNie miała, definitywnie, po raz pierwszy mam cynie i jestem zachwycona. Takie mocne, konkretne kwiatki, I długo kwitną, i różne kolory.
UsuńDziękujemy za życzenia!
Mirka się spojrzała, jakby chciała powiedzieć: "czy ja ci przeszkadzam, jak trasę obwąchujesz?🙄" 🤭🤭🤭
OdpowiedzUsuńA czasami obie sobie nawzajem w poprzek stoimy czy odwrotnie iść chcemy. Mirka to jest jak osioł, wychodzimy z domu i ona ma plan, gdzie idziemy. Chcesz inny kierunek, staje, zapiera się wszystkimi czterema, i nie pociagniez, chociaż to małe i teraz nawet 10 kilo nie waży.
UsuńSkorzystam z porady na temat jedzenia przy artretyzmie. Szkoda mi tylko pomidorow bo bardzo lubie.
OdpowiedzUsuńTez lubie cynie ale jakos nie mam w ogrodzie . Mirka jest bardzo sympatycznym pieskem. Pozdrawiam Aga T
A wiesz, jak ma rozdartą paszczę, jak coś pannie Mirosławie nie pasuje? 😁
UsuńMi beż pomidorów to też raczej ciężko, nie należy kompletnie rezygnować, ale właśnie nie za dużo. Notabene że szparagami rtak samo, a ja uwielbiam szparagi, szczególnie zielone...
100 lat dla Mirosławy, fajną półkę znalazła dla siebie.U nas strasznie wieje a nadchodzący tydzień ma być deszczowy, pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMirka zrobiła karierę, z dziołchy z ulicy na parkiety, kanapy, w pościele i z szoferami. Widocznie najważniejsze w życiu, to umieć się ustawić, patrząc na czlowieków 😉 u nas też jesień, taką prawdziwa z mgławic. Ponoć idzie się do nich wciągnąć, jak się tu mieszka.
UsuńPrzeogromnie lubię cynie, dla mnie to jedne z wdzięczniejszych kwiatów w ogrodzie. Mój jamniorek żył 16,5 roku, do samego końca nie osiwiał, ale tak mniej więcej trzy dni przed swym odejściem prawie stracił wzrok, w dwa dni później stracił zdolność połykania (to była niedziela) więc go poiłam strzykawką i w poniedziałek rano poszłam z nim do weta, stamtąd zaraz zatelefonowałam na pieskowy cmentarz, pan wet powiedział o której godzinie wykona zastrzyk kończący jego mękę i prosto od weta (wet też płakał, bo znał mojego piesa od chwili jego urodzin) pojechaliśmy na cmentarz. Bo poza Warszawą jest cmentarz dla domowych pupili. I jest to piękne miejsce, zadbane, niektóre psiaki to mają nawet pomniki. I są też "psie zaduszki" i wtedy jest tam naprawdę tłoczno.
OdpowiedzUsuńJa byłam w 2012 roku szczęśliwa, że kot Erwin umarł mi na starość w domu, bez niczego w sensie pomocy weterynarza. To jednak zawsze bardzo ciężko.
UsuńCynie, dalie i jeżówki to wdzięczne kwiaty.
OdpowiedzUsuńMirka, jak na staruszkę dobrze się trzyma:-)
Musze się wybrać do jakiejś wypasionej pasmanterii, tylko gdzie jej szukać?
Jakby nie było, na ludzkie lata około dziewięćdziesiątki, cieszy mnie, że potrafi jeszcze sprintować i ogólnie kurcgalopkiem.
UsuńCynie są świetne, w Eschershausen nigdy nie miałam, tutaj dostałam maleńkie sadzonki z nasion od Corinny z Rambazamba in der Pampa, I rozrosły się dostojnie.
Hm, pasmanteria ciężko w dzisiejszych czasach spotkać, a ja tutaj mam od razu dwie.
I tak biegną z zadyszką te tygodnie jeden za drugim, ja już mam dość. Jestem wypalona i nie mam motywacji.
OdpowiedzUsuńUcałuj ode mnie Psicę!
Oj to niedobrze, wolnego ci trzeba jakiegoś. Ale to dopiero na początku listopada chyba będzie?
UsuńPsica odcałowywuje paszczą 😄