środa, 24 lipca 2019

10 dni

uplynelo od smierci mojej mamy. Aktualnie dopinam ostatnie zalatwienia. Dzisiaj bylam w kasie chorych/ pielegnacyjnej, dostarczylam akt zgonu. Po drodze wstapilam do sadu grodzkiego, gdyz mama byla od stycznia ubezwlasnowolniona, a ja i tato bylismy jej opiekunami prawnymi, i na to mielismy takie dowody. Te nalezy oddac po zakonczeniu opieki.

W biurze- notabene od wiosny sad badz ta jego czesc zajmujaca sie podopiecznymi- przeprowadzil sie do innego budynku, i zdziwilam sie, ile ludzi jest pod kuratela, tyle akt w segregatorach na scianach.

Jeszcze w zeszlym tygodniu obdzwonilam wszelkie wazne urzedy i instytucje, zawiadamiajac o jej smierci, bez pokrycia na papierku, gdyz akt zdonu dostalam dopiero w zeszly poniedzialek.

Oczywiscie akta mamy po jej smierci trafily do prokuratora, jak aktualnie przy wielu schorzeniach, po operacjach czy innych zabiegach. Ot takie dziedzictwo m. inn. po Högelu. A ze mama zmarla w niedziele w poludnie, komisarz, z którym bylam w kontakcie, pracowal najpierw nad aktami zmarlych w piatek, sobote, i dopiero zmarli w niedziele... przy czym, jak mnie pocieszal, bedzie sie staral jak najszybciej, z powodu tradycyjnego pochówku do ziemi. Jak stwierdzil opiekun z zakladu pogrzebowego- dlatego jest tyle kremacji, bo trudno sie wyrobic w ciagu kilku dni
z pochówkiem tradycyjnym. Tak wiec kremacja, i data 2 tygodnie pózniej. Okej, jednak mama zawsze mówila, ze w zadnym przypadku spalenie, chciala miec tradycyjny grób, i go ma. Jedynie to czekanie na odpowiedz z prokuratury, do srody po poludniu, czekanie od niedzieli, bylo straszne. Wszystko dopiete na przedostatni guzik, jedynie mamy brak. I kazdemu, kto dopytywal sie o termin pogrzebu, musialam mówic, ze planuje, planuje na sobote przed poludniem. Jednak udalo sie z nekrologiem w czwartkowej gazecie.

Jako, ze kilka dni bylam jak w zawieszeniu, przygotowywalam dom dla nocujacych gosci. Zreszta nieco nazbieralo sie... z powodz choroby mamy jako takiej, przeciez od dluzszego czasu nic juz nie byla w stanie robic, a ja nie zawsze nadazalam ze wszystkim nawet z powodu mojej pracy. Tak wiec, wiele rzeczy w tym czasie odbebnilam. Jak mialam przerwe, telefonowalam.

W koncu nadszedl piatek, i po poludniu przyjechala ciotka z kuzynka, potem goscie spod Wroclawia, potem jeszcze Arno i Sol. Nocowanie w sumie 10 osób w tak malym domie jest wyzwaniem logistycznym, ale na sam koniec bylo mi jasne, ze teoretycznie i latem, bezproblemowo przenocuje i 15.

Sobota byla ciepla, pod wieczór padal deszcz. Sam pogrzeb byl niesamowity, takze poprzez obecnosc wedrownego kaznodziei, którego zaangazowalam, gdyz u nas ksiedza mniej niz na lekarstwo... tutejszy proboszcz aktualnie na rehabilitacji, dostal bypassy, diakon takze chory, próbuja na nim innowacyjne metody leczenia Parkinsona, czlowiek z doksztalceniem pogrzebowym na urlopie, Tomasz akurat mial egzaminy, ale gdy po niego zawolalam prze WhatsApp, od razu obiecal sie stawic na wizyte w klinice, jak tylko bedzie przejezdzal kolo Getyngi; niestety, nie zdazyl, mama zmarla godzine wczesniej, ale byl i to mu sie liczy. To prawdziwy ksiadz, w wieku mojego syna, otrzymal stypendium i studiuje we Frankfurcie psychologie, a pochodzi z Górnego Slaska. Tak wiec trzeba bylo szukac kogos innego, bo pogrzeb mial byc katolicki, tak wiec wedrowny kaznodzieja, tez prawdziwy katolicki ksiadz, z porzadnej protestanckiej rodziny pastora. Poznawalismy sie takze przez WhatsApp i poprzez telefonowanie, on odwalil niesamowity kawal roboty, i zapewnial mnie, ze co by nie bylo, mame mi pochowa, na to czas zawsze znajdzie. Owy wedrowny kaznodzieja wysiadl bowiem z systemu hierarchii koscielnej, nie ma parafii, za to wóz kempingowy, i jedzie wszedzie tam, gdzie go wolaja, bo- ma czas. Zaraz po pogrzebie pognal do Rotenburga, odzielic slubu...

Co jeszcze, ach, zalatwienia... dostalam 2 dni urlopu okolicznosciowego, bo mam stara umowe o prace, taka z poprzedniego wieku, sprzed 28 lat, i faktycznie mi sie nalezaly te 2 dni. Pózuniej zatrudnieni badz zatrudnieni ostatni, jak np nasi Chorwaci, maja 1 dzien badz wcale, niesamowite.

U lekarza z tatem tez bylam, raz na cokwartalnej jego kontroli, jako ze cukrzyk i po zawale, a wczoraj u urologa, gdyz mial zapalenie pecherza, i nie bylo kiedy tym sie zajac, az dopiero teraz. Te 12 dni mielsimy po prostu wyjete z kalendarza, ja prawie caly czas bylam w klinice z mama, a tato w domu z Arnem, który tez mial mozliwosc, urwac sie na 10 dni z pracy. Tak wiec wczoraj urolog, faktycznie zapalenie pecherza, pooperacyjne, dostal antybiotyk, nowalgine i vesikur na zestresowany pecherz. W aptece okazalo sie, ze vesikur koliduje kompletnie i strasznie z innym jego lekiem, tak wiec telefonowanie przez aptekaki do lekarzy, który lek ma "pierwszenstwo", i wyszlo, ze vesikur. Dobrze, ze postanowilam zrealizowac recepte w naszej miejscowej aptece, a nie gdzies po drodze, bo jak slusznie przypuszczalam, wlasnie ten vesikur beda musieli zamawiac, i zeby nie tzreba bylo ekstra jechac za lekiem gdzies tam... i tyle co na temat wyzszosci stalej apteki nad apteka z przypadku badz internetowa. U nas na serio maja baze klientów i wiedza, jakie leki wykupuja, i w razie czego, pali sie jakies czerwone swiatelko.

Tak wiec, jak co wieczór, idziemy na cmentarz, polewamy wience i kwiaty woda, ale przy tych temperaturach, nie maja wiekszych szans. Mysle, ze za jakies 2 miesiace obramujemy grób i posadzimy cos stabilniejszego, cmentarz jest kilkanascie minut piechota oddalony, po trasie z Mirka, która spokojnie czeka pod furtka i widzi, co robimy, tak wiec, nie ma wiekszego problemu z podlaniem. Obramowanie juz zaklepalam w zakladzie pogrzebowym, przy okazji ma mi podrzucic teczke z podziekowaniami, bo i te trafia do gazety, normalnie 2- 3 tygodnie po pogrzebie.

Dziekuje wam wszystkim za cieple slowa pod moim poprzednim postem :*


16 komentarzy:

  1. Wiesz, chyba po raz pierwszy nie bardzo wiem, co napisac. Dla Was swiat na chwile sie zatrzymal, dla innych gna w wariackim tempie do przodu. Zastanawiam sie, jak to jest zyc "bez mamy" i jakos nie moge sobie tego zobrazowac.
    Trzymajcie sie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci. Wiesz, mi sie zdaje, ze jest to jakby podróż, z ktorej wrocimy i znowu sie zobaczymy.

      Usuń
    2. Moze tak. Wierzacym jest w tym wzgledzie latwiej, bo maja nadzieje na ponowne spotkanie.

      Usuń
    3. Z wiarą nie ma to u mnie w tym przyoadku nic wspólnego, to jest takie subjektywne odczucie, wyszla na jakis czas i kiedys wroci. Jakby byla w Tagespflege, szpitalu, czy jak kiedys, na dłuższych odwiedzinach u swojej siostry. Tak jakoś.

      Usuń
  2. To co nas ożywia to energia, ciało to tylko "opakowanie". Energia nie ginie, trwa nadal, ale zmienia postać i my jej nie widzimy. Albo po prostu nie umiemy jeszcze jej dostrzec.Zakoduj w pamięci wszystkie najpiękniejsze wspomnienia o Mamie i przywołuj je często, ale bez żałości. Bo tak długo żyjemy jak długo nas wspominają gdy z tego miejsca odejdziemy.Zrobiłaś wielką rzecz, że byłaś z Mamą do ostatniego Jej tchnienia.
    Przytulam;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak Anabell, w grobie lezy jedynie jej otoczka. Reszta jest kolo nas. Wspomnienia sa najwazniejsze, bo tylko ten, o którym nie pamietamy, naprawde umarl. Dlatego jest mi tez wazne "przypadkowe" przypomnienie, takze przez innych ludzi, którzy przechodzic beda kolo jej grobu, i automatycznie przeczytaja jej imie, i pomysla o niej. Dlatego tez nie jestem fanka kompletnie anonimowych pochówków.
      O ile narodziny najczesciej sa chaotyczne i towarzyszy im wiele wrzasku, o tyle smierc ma byc spokojna, wyciszona. Mialam mozliwosc zapewnic taka mamie, i to mnie... cieszy... wiem, dziwne slowo w tym kontekscie.

      Usuń
  3. Lucy, przeżyliście z Tatą trudne chwile. Dopiero po pogrzebie zaczyna się myśleć. Przynajmniej ja tak miałam za każdym razem, pożegnałam rodziców, dziadków, siostrę - to z najbliższych...
    Dobrze, że byłaś z Mamą, pomogłaś swoją obecnością.
    Powiem Ci, że obecność bliskich czuję zawsze, tak jakby gdzieś byli w pobliżu, nawet potrafię z siostrą się posprzeczać jak dawniej. Teraz już się tego nie wstydzę i nie uważam, że to głupie. Miała zaledwie 49 lat.
    Przytulam Cię baaardzo serdeczne, trzymaj się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje Ci Anko za slowa. Póki co, jest to dla mnie jeszcze nierealne, jakby gdzies wyjechala, i wszystko jeszcze sie odmieni. W sumie pozytywne odczucie.

      Usuń
  4. Miałaś jak widzę pełne ręce roboty i jeszcze jakiś czas będziesz miała co robić. Udało się wszystko dopiąć i załatwić. Nawet kaznodzieję. Mam nadzieję, że choć trochę teraz odzipniesz. Mircię proszę pogłaskać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopinam ostatnie sprawy; wczoraj wpadl jeszcze pan z pogrzebowego, mam juz gotowe podziekowanie do gazety na za tydzien. Poza tym, odkad taty urolog odbebniony, jest wiecej spokoju. Ten spokój tez sobie robomy. Pracujemy w ogrodzie, o ile pogoda da, bo upaly niemozebne, w domu zawsze cos sie zrobi, jutro pranie, inny pogrzeb dobrej znajomej (99 i pól roku przezyla...) a na poczatku wrzesnia termin zwiazany z renta/ emerytura wdowca powinien zakonczyc sprawy urzedowe.
      Mircia w tym upale zbuntowala sie chodzic i robic kupy, znaczy i tak jest wozona pod las wieczorem, robi jedynie z samego rana o 6 i wtedy tez chetnie chodzi :D

      Usuń
  5. Czasem myślę, że załatwianie wszystkich formalności pozwala przetrwać najgorsze chwile. Człowiek musi być silny i to jakoś pomaga /przynajmniej ja tak miałam/. Zyczę spokoju, wyciszenia i dobrych wspomnień z Mamą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje!
      Wspomnienia zostana.
      Faktycznie te zalatwienia nieco kieruja mysli na inne tory, bo trzeba to i owo przypilnowac, chociaz temat i powód zalatwien zawsze namacalny. Ale jednak cos sie dzieje, co odwraca uwage, kieruje ja na inne tory. Przedwczoraj bylam w sadzie grodzki, i zdziwilam sie na widok niezliczonej ilosci akt osób pod kuratela i innych ubezwlasnowolnionych, i to tylko z naszego powiatu.

      Usuń
  6. Lucy kochana, bardzo mi przykro... z opoznieniem skladam kondolencje i przytulam cieplo. Mialam problemy z komputerem wiec dosc dlugo tu nie zagladalam a tu taka wiadomosc...ach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje Ci Eliu!
      Niecale 4 tygodnie, a tyle zmian u mnie. Zycie jest nieobliczalne.
      Jak tam wasza przeprowadzka?

      Usuń
  7. Lucy, bardzo mi przykro, bardzo, bardzo... Niecały rok temu sam przeżyłem śmierć rodzica i wiem, jak to bardzo boli, jaka to jest ogromna strata... Pozdrawiam Was, trzymajcie się, tulę mocno!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Maks! Tą nieodwracalnosc trzeba sibie najpierw uzmysłowić, nieprawdaż?

      Usuń