13 tygodni i 2 dni...
... od mojej operacji...
Dzisiaj wsiadłam na rower i... pojechałam sobie w podwórku. A po 2 rundkach wyjechałam sobie z bramy i popedałowałam na parking, skąd sobie znowu wróciłam na własne śmieci, a jest to tak leciutko pod górkę u nas...
Wreszcie jestem naprawdę mobilna. Bo autem jeżdżę od prawie 4 tygodni, ale to dla mnie taka podrzędna sprawa była. Musi być rower i już 🙃
A to się moja fizjoterapeutka Sonja zdziwi we wtorek, jak sobie na terapię rowerem podjadę, jak panisko jakieś.
Oczywiście wiele tras tutaj na pewno jeszcze nie dam rady, bo teren górzysty, i być może przez most będę musiała rower pchać, ale to wszystko jedno. Wiem, że niedługo wszystkiemu dam radę.
Dzieciaki były, z Milanem. Dwa fajne dni spędziliśmy w szóstkę, po czym pojechali dalej na północ, a stamtąd przez drugą mamę z powrotem na Bawarię.
No to jesteśmy szczęśliwe! Tylko teraz zobacz,jak Tobie wszystko szybko poszło. Nie to co u nas. Ale i tak jestem kontenta,m że w ogóle mi się udało!
OdpowiedzUsuńŚmigaj na rowerze ile możesz! Niech Ci wszystkie drogi i drożynki wiją się wedle Twych potrzeb!
Macham serdecznie!
Fuscila
Podziwiam, I wstyd mi, moj rower wisi na scianie chyba juz ze 4 lata.
OdpowiedzUsuńNajpierw obejrzałam filmik, a potem poczytałam. I bardzo się cieszę. Historia kolanowa zbliża się do końca z happy andem. Uściski
OdpowiedzUsuń