Dzisiaj siódmy. Jak ten czas i urlop leci...
Wczoraj oddalam auto na warsztat, wolalo o kontrole, te regularna. We wrzesniu ma TÜV, to jest ten przeglad teczniczny z przyklejeniem nowej naklejki na tablice rejestracyjna, z która auto moze poruszac sie po drodze. Oczywiscie po zaplaceniu podatku drogowego i ubezpieczenia tez. Ciekawe, co mi w nim mechanik wykryje, auto bedzie mialo we wrzesniu 7 lat, ale jezdze duzo po górach i dolinach, wiec hamulce i inne w nich tarcze sa na porzadku dziennym, zmiana oleju tak czy inaczej, do tego takie duperelki typu filtry w klimie, i tanio raczej nie bedzie.
Ale od Emilki dostalam w prezencie dwulitrowy baniak oleju kujawskiego, wiec idzie ku lepszemu :D
Emilka robi bowiem zastepstwo caly lipiec, u pewnego 92- latka, jakies 30 kilometrów od nas jest ta wies oddalona, i w zeszla sobote odziedzilismy ich tam.
Mirce wiedzie sie jak przyslowiowemu paczkowi w masle, kilka wsi dalej, w ludzkiej lodziarni oferuja takze lody dla psów...
... bez laktozy, bez cukru, o smaku pasztetowo- marchewkowym, cena od galki jak za ludzkie. Mirka wykatulkala galke z kubeczka i wolala jesc prosto z chodnika. No to na zdrowie.
Na Snie Nocy Letniej bylismy, w amfiteatrze. Przedstawienie o godzinie 22, super pogoda, wspaniale kulisy, niesamowite oswietlenie sceny i lasu za nim- amfiteatr jest w bylym kamieniolomie. Niestety nie wolno bylo fotografowac podczas przedstawienia, a byloby co, juz same kostiumy, ech...
O wpól do drugiej w nocy bylismy w domu, zmeczeni jak nie wiem co, ale szczesliwi i zadowoleni z imprezy. A na drugi dzien wpadl syn. Byl na wieczorze kawalerskim w Bremie, i wracajac na Bawarie, wstapil do nas. Pogrzebali sie w chlopaki w autach, pokazali sobie nawzajem, co w osobistych pojazdach piszczy i zgrzyta, a w drodze powrotnej syn poczul sie zle, podejrzewal korone, ale wszelkie testy wyszly negatywne, po prostu ma jakas najnormalniejsza i niepoprawna politycznie grypke- chrypke.
Bo i my mamy "nowe" auto, znaczy Tobi. W starym Mondeo rozkraczyla sie jakas czesc, o której istnieniu pojecia nie mialam, ze takie cos jest. I tak w zeszla srode wybralismy sie do dawnych Dedeerów, i nabylismy Mondeo Inne.
Przy okazji pstryknelam Mirce bardzo udane zdjecie, moim skromnym zdaniem.

Miejscowosc nazywala sie tak:
Uwielbiam te wioski na wschodzie Niemiec, sa niepowtarzalne, nieprzerobione, autentyczne, staroswieckie, niewylizane i zadbane. Maja w sobie to cos, czego niestety brakuje wioskom tutaj.
Lipcowe motywy. Bedac po raz tysieczny w Bodenwerder nad Wezera, odkrylam dawny "wlóczkowy" sklep. Do tej pory nie zauwazylam tego elementu. A deptak naprawde nie jest duzy. A drzewo akurat sobie kwitlo, niestety nie wiem, jak sie nazywa.
Piekny zachód slonca wieczorem 1 lipca, obserwowany z góry zwanej tutaj Holzberg, czyli drzewianej. Do tej pory pogoda utrzymywala sie az za bardzo, mielismy upalne dni, a dzisiaj zaczal padac deszcz, który tez byl bardzo konieczny. Moje beczki z deszczówka znowu sa pelne. Pomidory kwitna, dynie i cukinie juz maja malenkie owoce.
Z pracy slyszalam tylko tyle, po tym, jak zadzwonilam do sekretariatu, co z moim podaniem o zmniejszenie etatu- 19tego mam termin rozmowy z naszym dyrektorem pielegniarskim, znaczy z tym Fabianem, ciekawe, co jeszcze chce wiedziec, bo przeciez wszystko mu powiedzialam na poczatku czerwca? Pewnie chce mnie od planu odwiesc? Kon by sie usmial.
Wczoraj pogonilam jakas spod plotu, bo mi na posesje wejsc chciala. Bylo wpól do siódmej wieczorem, skrobalam jeszcze kilka desek na altance, bo malowac chcemy, znaczy elektryczna maszynka, i widze katem oka, ze jakas kobita naklejona na plot, daje mi znaki, abym maszynke wylaczyla, pewnie o droge chce pytac, pomyslalam i wylaczylam. A ona sie pyta, czy tu mieszkam. A mieszkam, bo co? I chce wiedziec, z kim i czy moje, i ogólnie rózne prywatne sprawy. A pani to sie z choinki urwala, czy jakie pani ma plany? Pokazuje mi na szyi wiszacy zalaminowany naszyjnik, z imieniem, nazwiskiem, data urodzenia, i nasz powiat wypisany tez tam byl. Ze ona z Zensusa jest. A co to za dziwo, pytam sie, ze pani z tego jakiegos Zensusa takie baaardzo prywane pytanie przez plot zadaje? Kto tu mieszka, wiadome jest w biurze meldunkowym ( u nas obowiazek meldunkowy). Czy dom jedno-, dwu- czy innorodzinny, stoi papierku z podatkiem, który place, a nasze zawody i dochody z kolei na corocznym rozliczeniu podatkowym, wiec idz pani w maliny z takimi pytaniami. Zafoliowana tabliczka to zadne cudo, widziano juz falszywych policjantów w oryginalnych policyjnych mundurach, przestrzega sie przed rozmaitymi sposobami, wykorzystywanymi przez przestepcze grupy, wiec za pozwoleniem, ja pani w zadne slowo nie wierze, do tego mamy pandemie, a pani lazi z domu do domu i roznosi zaraze, czy zle to rozumiem? Przeciez w dzisiejszych czasach wszystko ma sie zalatwiac pisemnie, telefonicznie, faksowo i majlowo, a nie lazeniem po urzedach i chalupach, bez maski, bez testu, i czy pani w ogóle szczepiona? Pani sie naburmuszyla, i gada mi, ze powinnam wiedziec, ze ona jest Zensus, i co to Zensus. Nie, nie wiem, musze? Tak, bo w prasie pisali. Pani, ja prase odstawilam w sensie abonamentu w kwietniu zeszlego roku. Ale w telewizorni tez mówili. Pani, my telewizornie jakis czas temu juz odstawilismy, bo nie mamy ochoty ogladac bezsensownych gadajacych glów, jak na ten przyklad Ricarda Lang czy wizji przyszlosci naszego ministra od zdrowia. Sama pani widzi, wpól do siódmej wieczorem, ja sobie w ogrodzie przebywam a nie przed telewizornia, bo mnie ogród bardziej rajcuje. Sie znowu naburmuszyla, ze ona musi wiedziec pewne rzeczy. Jaki to dom na przyklad, ile ludzi na ilu metrach na przyklad. Jesli pani mysli dokwaterowac tu Murzynów, to niech pani zapomni, to jest mój dom, moja krwawica, tu mieszka sie tylko za moja zgoda, i wejsc moze tylko ten, któremu na to pozwole. Nie nie, zadne dokwaterowanie, po prostu panstwo (panstwo!) interesuje sie co 10 lat, kto i jak mieszka. Hm, szkoda, ze nie interesowalo sie, jak ja na raty za remont tego domu robilam, z jednej wyplaty, z nieletnim dzieckiem, które sama wychowywalam. Takie rzeczy dziwna koleja rzeczy "panstwo" nigdy nie interesowaly. Powiedzialam jej, ze przy plocie na pytania nie odpowiadam, jak chce, moze mi przyslac papiery, ale nie musi, ale byc moze sasiedzi sa bardziej rozmowni, i bedzie miala wiecej szczescia przy wypytywaniu. Nie, do sasiadów nie idzie, bo chodzi tylko po wylosowanych domach (?!).
W kazdym razie, po jej odejsciu poinformowalam policje, ze lazi jakas i wypytuje o bardzo prywatne sprawy, o takiej porze. Policjant przyznal mi racje, ze w rzeczy samej dziwne. Tak wiec, jakby na drugi tydzien ktos mi chalupe obrobil, to wiem, ze ktos byl i o co pytal.
Dzisiaj zadzwonilam do powiatu, spytac, czy to legalne. Tak, jest Zensus, liczenie, przepytywanki o warunki, bo ponoc ci liczacy nie maja dostepu do wlasnie urzedu meldunkowego, podatków od rodzaju domów, zawodów ludzi i tak dalej. Hahaha. Obywatel jest praktycznie przejrzyscie szklany, ale niech im tam, bajki mnie bawia. Powiedzialam, co o tym mysle, obca baba przy plocie, zalaminowanie cos, niby urzad, tricki przestepcze. I okazalo sie, ze baba bardzo nieprofesjonalnie i od dupy strony u mnie zaczela. Przede wszystkim, powinna mnie przy pomocy ulotki przynajmniej 2 dni wczesniej poinformowac, ze chce przyjsc. Wpuszczac jej nie musze. Do zalaminowanego powinna pokazac tez dowód osobisty, bo to zalaminowane nie ma wartosci prawnej. Wszystkiego nie zrobila, wiec bęc. Powiedzialam jeszcze moje zdanie na temat lazenia po chalupach w czasach pandemii, przyznano mi racje. Jak nie mam racji, po prostu sie nie odzywam, stwierdzilam. Do chalupy i na posesje nie mam obowiazku wpuszczac, prawidlowo? Prawidlowo. Jedynie kominiarza *. Oj zebym problemu z tego nie miala, zamartwila sie pani z powiatu. Jakiego problemu?? Ze odbilam jakies babsko, którego nie znam, nie wiem, czego ode mnie chce, pokazujace mi nic nie znaczace laminatki? Pani kochana, jezeli ktos mialby miec z tego problem, to nie ja, bo w swoim prawie bylam, ale to nieprofesjonalne babsko radze wycofac z ruchu, bo tylko w szkode wchodzi, na serio pani mówie. Rozmówczyni sie zadukala przy telefonie. No tak. I jak sie rozstalysmy? Ano tak, ze wskazalam babsku istnienie pandemii i droge przez poczte czy inne nieosobiste drogi, jak ma na serio cos dla mnie urzedowego. No tak no tak. Powiatowa rozmówczyni idzie wiec teraz tam do tego Zensusowego miejsca, zalatwic mi te droge przez poczte i w razie czego, odmówic ewentualnych konsekwencji dla mnie. Konsekwencji nie bedzie, o ile to babsko znowu nie przylezie, widziec jej wiecej nie chce, bo sie zachowala jak dzikus (przyznano mi racje), a poza tym, moi przodkowie umieli obchodzic sie widlami do gnoju, i cos w genach zawsze da sie znalezc, c`nie? ;) Nikt mi nie zabroni bronic nienaruszalnosci mojego domu i posesji w czasach pandemii, koniec, kropka. Bo ja w swojej racji jestem i mojej miedzy sie trzymam :))
*Kominiarz jest jedyna osoba, która ma prawo wejscia do domu, pomijajac oczywiscie sadowe nakazy wejscia/ rewizji. Prawo pochodzi jeszcze z czasów Trzeciej Rzeszy i nacjonalsocjalizmu, i mialo jeszcze ten sens, ze kominiarz, wchodzac wszedzie, wiele mógl zaobserwowac i podsluchac. Dziwna koleja rzeczy, prawa tego nie zniesiono do dzisiaj, chociaz wszystko inne z tamtych czasów jest bee i zabronione. Tak to tez powiedzialam w powiecie, ze co jak co, ale jest co najmniej frapujace, ze ten relikt z zamierzchlych i bee czasów nadal istnieje, i ciekawe, dlaczego ;) Pytanie oczywiscie retoryczne. Ale zawsze klade nacisk na to, zeby moi rozmówcy wiedzieli, ze nie spotkali sie z gaska.
Amen na dzisiaj.