środa, 27 lipca 2022

W ZOO- parku

 Jest u nas niedaleko, a nawet dwa takie male zoologiczne parki. W odróznieniu od zwyklego ZOO, w tych parkach zwierzeta zyja na duzych przestrzeniach, maja wiele mozliwosci zycia swoim zwyklym trybem, nie sa prezentowane jak kiedys bywalo, a niektóre nawert mozna nie zobaczyc, gdyz jak nie maja ochoty, to ich po prostu nie widac. 

Wczoraj spontanicznie wybralismy sie do parku w Springe, który jest dumny ze swojej trzodki zubrów, pochodzenia bialowiezowego ;) 
















Obejrzelismy pokaz lowów z sokolami, sepem i sowa, a takze karmienie wilków i niedzwiedzi. Przy wilkach byla ich opiekunka, która duzo o nich opowiedziala, takze pod katem coraz czestszego wystepowania wilków w Niemczech i strachu ludzi przed tym stworzeniem. 

Park ma powierzchnie 90 hektarów, i wiele kilometrów sciezek, i niby wszystko przedreptalismy, a jednak nie wszystko widzielismy, i na pewno jeszcze w tym sezonie tam powrócimy. To jakies 30 kilometrów od nas. 

Spontan wynikl z tego, ze rano Tobi mial termin u neurochirurga w Hildesheim- przebiegl szybko i sprawnie, bedzie zyl ;) [bo juz przyslowiowa trumne chcial kupic] ma po prostu, jako i ja ma, wypadniete dyski w odcinku szyjnym, miedzy 5 a 6, i 6 a 7 kregiem, co potrafi byc upierdliwe, ale jest do przezycia, jakby nie bylo, ja te diagnoze mialam postawiona juz w 2009 roku, jak jeszcze moglam do rezonansu magnetycznego. Wtedy to byla taka raczej przypadkowa diagnoza, bo szukalismy za czyms innym, a tu wyszlo z tymi dyskami. Lekarka chciala z buta operowac, ale ja nie chcialam, bo stwierdzilam jednyie kilka nieudogodnien z tymi dyskami zwiazanymi, ale brak wiekszych dolegliwosci, i tak do operacji nie doszlo. Dzisiaj juz tak szybko sie nie operuje, w sumie operuje sie bardzo rzadko, wybiera sie fizjoterapie, trzeba uwazac na pewne sprawy, i na tym sie konczy. Tak wiec, i on przezyje, jako i ja zyje. 

Po wizycie u lekarza zameldowalismy sie bowiem u Emilki, która juz w niedziele wraca do domu- byla jedynie 1 miesiac na zastepstwie- nie chcielismy jej podopiecznemu burzyc dnia, w sensie, zeby spokojnie zjedli obiad, on odpoczal, i dlatego spontanicznie wybralismy sie wlasnie do tego parku praktycznei po drodze. A potem do nich. Emilki podopieczny ma 92 lata, jest fizycznie i umyslowo niesamowity w sensie sprawnosci. Pochodzi z dawnych terenów Lotwy, w wieku 14 lat musial do Wehrmachtu... Byloby niezmiernie ciekawe, dluzej z nim porozmawiac na rózne tematy, ale jak to zycie, zawsze popedza do przodu, i dalej...




piątek, 22 lipca 2022

Zdjecie z zaskoczenia

 Autorem prawdopodobnie jest Manolito. 


I jeszcze jedno udane parowca Kaiser Wilhelm: 




U nas po suszy wreszcie deszcz, niestety upal zrobil nam z winogron rodzynki,. a deszcz stlukl sporo z kisci na ziemie. 




Trawnikowa katastrofa: 



środa, 20 lipca 2022

Redukcja etatu

 Wczoraj bylam na rozmowie z dyrektorem (smiac mi sie chce, smark 30- letni, ale takie zycie, takie czasy, my sie starzejemy, mlodzi nami kieruja). 

Mam z nim taki deal, ze do konca roku odbebniam wszystkie moje nadgodziny, plus biore caly zalegly urlop, co znaczy, ze pracuje faktycznie ten etat, który sobie zycze, czyli jego dwie trzecie, przy normalnej wysokosci pensji. Jedynie, co sie zredukuje, to logiczna koleja rzeczy dodatki za dyzury, ale tu moze byc i tak, ze w mojej klasie podatkowej mniej brutto moze oznaczac prawie to samo netto, bo w Niemczech duzo pracowac i miec duzo brutto, czasami na serio sie nie oplaca, bo placi sie wiecej podatków i ma sie wiecej odciagniec na wszystko. 

Od stycznia bede miec oficjalnie dwie trzecie etatu, z mniejszym zarobkiem. 

Do konca grudnia mam absolutnie nie gromadzic wiecej nadgodzin, nie ma wydzwaniania do mnie, ze trzeba dziure w grafiku zalatac, bo ktos chory, na szkoleniu, na urlopie badz zaciazyl. 

No to juz jestem ciekawa, i niewzruszona w mojej postawie. W czerwcu mialam jeszcze ponad 220 nadgodzin, które przy moim nowym grafiku faktycznie sie redukuja. Ale tutaj i rada zakladowa wystarczajaco larma narobila, ze jak to moze byc, tyle nadgodzin i w ogóle, status inwalidy, i praktycznie zero szans na posiedzenie w domu. Teraz nie idzie inaczej, bede siedziec wiecej w domu, niz pracowac :)) 

U nas 40 i wiecej stopni, zyjemy w cieniu. 

Ostatnie 4 dyzury pracowalam na koronie, po ponad roku, fajnie bylo. Jak zwykle statystyka: 12 ludzia, wszyscy pozytywnie przetestowani, dlatego leza na koronie, z czego jedna pani miala z tego powodu kilka problemów oddechowo- plucnych, reszta miala inne problemy badz chroniczne choroby plus demencje najczesciej, ale nie koronne, zadnych objawów w tym kierunku, a przedzialka wiekowa bylo po osiemdziesiatce do 96 lat. Jedna pacjentka miala 66 lat, czyli mlódka byla. Z tych dwunastu dwoje nieszczepionych- malzenstwo w jednym pokoju, w niedziele okazalo sie, ze on juz negatywny, ona jeszcze pozytywna, ale ich nie rozdzielili, bo po co. Z dziesieciu szczepionych jeden po szczepieniu Astra, a reszta czyli dziewiec ludzia, po szczepieniu wielokrotnym jedyna tutaj politycznie poprawna szczepionka firmy Pfizer. I tyle na temat. Ale ciekawe to jest, nie powiem, dlatego obserwuje od poczatku tej szczepiennej akcji i ciekawi mnie, kiedy sie skonczy- gdy nasz Zloty Turek juz wystarczajaco zarobi? Bezzebny minister od zdrowia znowu chce glosowania, czy ma byc ogólny obowiazek szczepienai dla wszystkich. Cos mam wrazenie, ze trzeba bedzie Bundestagowi tak dlugo glosowac, az wyglosuja na tak. W marcu bylo na nie. Taka sobie specjalna forma demokracji u nas. 









W niedziele po poludniu bylismy przywitac Cesarza Wilhelma (drugiego), statek parowy z napedem kolowym, zbudowany w roku 1900, i nadal w drodze, tylko, ze od jakiegos czasu juz muzealnie. Do lat 70- tych ubieglego wieku kursowal sobie tutaj po Weserze, w miedzyczasie po Labie, a teraz ma jazdy nostalgiczne. Dorwanie biletu na jazde graniczy z cudem, próbowalam, nie ma i koniec. A szkoda. tak wiec jedynie wyprawa nad Wezere, i podziwianie z brzegu i mostu. Piekny byl! 

wtorek, 12 lipca 2022

Urzedowo cz. 2

 I sobie wyobrazcie, szanowne grono czytelników, ze nie bedzie to ciagniecie tematu o pindzi, co mi na plocie sie zawiesila. Podalam te wiadomosc do urzedu gminnego, zdrowia, zensusa landowego, poinformowalam policje, na koniec rzeczowa pindzie znalazlam faktycznie na posadce w powiecie, i wicie rozumicie, w urzedzie od obcokrajowców pracuje. Ma to troche smaczek, ze akurat taka stamtad po chalupach lazi i ilosc mieszkanców na ilu metrach mieszkajacych chce wiedziec, ale oczywiscie nie ma mowy o planach kwaterowania ucieknietych Murzynów w prywatnych domach ;D 

Nie, dzisiaj temat o podatku za dom. Mój dom. Tak sobie myslalam nieprzerwanie, mój dom od roku 1997, czyli od cwierc wieku, tak sobie myslalam, ale zle myslalam :)))

2 lata temu, grono dawnych czytelników sobie przypomina, sprzedalam czesc mojego ogrodu, okolo 500 metrów kwadratowych lewej strony ogrodu, pozostawiajac sobie na wlasny uzytek dom, podwórze, i kawalek ogródka. O tak mniej wiecej. Zólte to czesc sprzedana, co po prawej stronie kreski, to wlasnie dom z numerem 26, podwórko, garaz, 3 grzadki, o altance nie wspominajac. Taki zalacznik jest tez w akcie notarialnym. 


Okolo 550 metrów kwadratowych, cala powierzchnia posesji byla 1188 metrów, 

przeczytane, opieczatkowane i podpisane notarialnie. 


Ponad 2 lata temu. 

Placilam do tej pory podatek za to wszystko rocznie osiemdziesiat pare euro. Cena przystepna, za mniej ale gdzie indziej ludzie kilka razy wiecej placa. Dzien placenia byl to zawsze 1 lipiec. W zeszlym roku przyszedl list z gminy, oddzial podatków gruntowych, ze mam placic zero. No to zero, sobie pomyslalam, byc moze za malo gruntu mam po sprzedazy, zeby w ogóle co placic, a jak nikt ode mnie nie chce pieniedzy, to przeciez ok i nie dociekalam wtedy dalej, zreszta chora bylam na to kolano i za maz sie wybieralam. W tym roku panskim nie przyszlo nic. 

Notabene kupiec do dzisiaj nie wymierzyl urzedowo, ile dokladnie kupil, a jak w kwietniu dostalam takie pseudozawiadomienie od sekretarki notariusza, ze grunt nie wymierzony jeszcze, i ona akt nie moze zamknac i odlozyc na pólke pod tytulem odfajkowane, to sie spytalam kupca, jak daleko z mierzeniem. Powiedzial mi, ze w czerwcu przyjedzie geodeta i wymierzy. Bo wedle umowy i aktu notarialnego, kupujacy przejmuje na siebie ten obowiazek i koszty mierzenia. 

Czerwiec mijal, przy okazji sie spytalam, jak daleko pomiar. Kupiec mi powiedzial, ze bedzie, ale drogi to interes, i jakby akurat pieniedzy na to nie mial, co mi wsio rybka, nie mój cyrk, nie moje maupy :D 

Teraz Zensus chce wiedziec dokladne dane, sa tez liczone posesje i ich wielkosci, a ja nadal oficjalnie nie wiem, ile gruntu, dokladnie, do mnie nalezy. Wedle tego, co sami wyliczylismy w google maps, to jakies 667 metrów kwadratowych. Ale dokladna liczbe warto by wiedziec, nawet dla wlasnej ciekawosci. 

Wzielam dzisiaj rano i wyciagnelam te papiery gruntopodatkowe, ten jeszcze na dwudziesty rok, z pelna cena, i ten na dwudziesty pierwszy, z zerem jako co mam do zaplacenia, i sobie mysle, po drodze wstapie do gminy i sie spytam to i owo. I sobie wstapilam, ale sie nic nie dowiedzialam, gdyz poniewaz mamy od bodajze 2011 roku taki sojusz z innym sasiedzkim miastem, i jestesmy podwójna gmina z dwoma ratuszami, i w kazdym jest prawie co innego w sensie zalatwien (w tym drugim na przyklad cyrograf podpisalismy), w kazdym razie w naszym nie zajmuja sie podatkami od gruntów, bo te sa 8 kilometrów dalej w tym drugim ratuszu. Dziwne uklady przy tych cenach paliwa, ale niech ich tam, sobie najpierw z naszego ratusza do tego sojuszniczego zadzwonilam, i sie pytam, jak wlasciwie do tego doszlo, ze mnie wyzerowali w podatku gruntowym? Podalam numer podatkowy, i co slysze? Ze jest zero, bo przeciez grunt i dom i wszystko wcale do mnie nie nalezy, bom sprzedala przecie 2 lata temu. 

Ze niby jak?? Ja sprzedalam czesc ogrodu, ale nie chalupe, podwórze, garaz i 3 grzadki, o altance nie wspominajac ;).. No ale oni taka wiadomosc dostali od Glównego Urzedu Podatkowego z naszego miasta powiatowego. Tam pytac. 

No i dzwonie do miejscowego Glównego Urzedu Podatkowego na zapyzialej prowincji, i sie dowiaduje, ze faktycznie, wedle nich wsio sprzedane, i czy ja znam w ogóle tresc umowy notarialnej? 

Opierdolilam z góry na dól, tresc znam, bylam przeciez przy czytaniu, podpisywaniu i pieczetowaniu, w domu lezy kopia i chleba nie je, ale cos mi sie zdaje, ze kto umie czytac, jest na wygranej pozycji, a nie wychodzi na to, ze jakis Wazny Urzednik w bardzo waznym prowioncjonalnym Urzedzie Podatkowym te sztuke sperfekcjonizowal. 

Okazalo sie, ze jakiskolwiek Wazny Urzednik po prostu polecial automatycznie, nie czytajac dokumentu, odpisal wszystko, no i teraz beda odkrecac, bo blad kardynalny, a ja mam 2 lata przerwy w posiadaniu tego, co od cwierc wieku moje. Notariusz definitywnie nie ma winy, bo na niego juz chciano wine zwalic, ze niby "nie ten" dokument przeslal. A jaki niby? Nawet do kombinowania wymyslonej winy, trzeba miec troche rozumu w glowie, a tego mojemu rozmówcy definitywnie brakowalo. 

Jutro przed poludniem zadzwonie sobie do sadu grodzkiego, wydzial ksiag wieczystych, i podhajcuje jeszcze i tam, chociaz Bardzo Wazny Urzednik z Finansowego spokoil mnie, ze jeszcze mnie z tych ksiag nie wymazano, i wyczytal mi kolejnosc wszystkich wlascicieli domu i posesji. Nawet sie zgadzala ;) 

A potem do Geodezji, jak tam daleko, czy tez cos dowiedzieli sie o rzekomej sprzedazy przeze mnie calego dobytku. Troche dymu i wstydu idiotom narobic. Cos mi sie zdaje, ze trzeba kilku ludziom przyblizyc pomysl porzadnego wykonywania swoich obowiazków. 

Nikt nie twierdzil, ze ze mna, to bedzie latwo, ale z gaska sie nie spotkali...  



czwartek, 7 lipca 2022

Lipiec

 Dzisiaj siódmy. Jak ten czas i urlop leci...

Wczoraj oddalam auto na warsztat, wolalo o kontrole, te regularna. We wrzesniu ma TÜV, to jest ten przeglad teczniczny z przyklejeniem nowej naklejki na tablice rejestracyjna, z która auto moze poruszac sie po drodze. Oczywiscie po zaplaceniu podatku drogowego i ubezpieczenia tez. Ciekawe, co mi w nim mechanik wykryje, auto bedzie mialo we wrzesniu 7 lat, ale jezdze duzo po górach i dolinach, wiec hamulce i inne w nich tarcze sa na porzadku dziennym, zmiana oleju tak czy inaczej, do tego takie duperelki typu filtry w klimie, i tanio raczej nie bedzie. 

Ale od Emilki dostalam w prezencie dwulitrowy baniak oleju kujawskiego, wiec idzie ku lepszemu :D 

Emilka robi bowiem zastepstwo caly lipiec, u pewnego 92- latka, jakies 30 kilometrów od nas jest ta wies oddalona, i w zeszla sobote odziedzilismy ich tam. 



Mirce wiedzie sie jak przyslowiowemu paczkowi w masle, kilka wsi dalej, w ludzkiej lodziarni oferuja takze lody dla psów... 





... bez laktozy, bez cukru, o smaku pasztetowo- marchewkowym, cena od galki jak za ludzkie. Mirka wykatulkala galke z kubeczka i wolala jesc prosto z chodnika. No to na zdrowie. 

Na Snie Nocy Letniej bylismy, w amfiteatrze. Przedstawienie o godzinie 22, super pogoda, wspaniale kulisy, niesamowite oswietlenie sceny i lasu za nim- amfiteatr jest w bylym kamieniolomie. Niestety nie wolno bylo fotografowac podczas przedstawienia, a byloby co, juz same kostiumy, ech... 




O wpól do drugiej w nocy bylismy w domu, zmeczeni jak nie wiem co, ale szczesliwi i zadowoleni z imprezy. A na drugi dzien wpadl syn. Byl na wieczorze kawalerskim w Bremie, i wracajac na Bawarie, wstapil do nas. Pogrzebali sie w chlopaki w autach, pokazali sobie nawzajem, co w osobistych pojazdach piszczy i zgrzyta, a w drodze powrotnej syn poczul sie zle, podejrzewal korone, ale wszelkie testy wyszly negatywne, po prostu ma jakas najnormalniejsza i niepoprawna politycznie grypke- chrypke. 



Bo i my mamy "nowe" auto, znaczy Tobi. W starym Mondeo rozkraczyla sie jakas czesc, o której istnieniu pojecia nie mialam, ze takie cos jest. I tak w zeszla srode wybralismy sie do dawnych Dedeerów, i nabylismy Mondeo Inne. 


Przy okazji pstryknelam Mirce bardzo udane zdjecie, moim skromnym zdaniem. 




Miejscowosc nazywala sie tak: 


Uwielbiam te wioski na wschodzie Niemiec, sa niepowtarzalne, nieprzerobione, autentyczne, staroswieckie, niewylizane i zadbane. Maja w sobie to cos, czego niestety brakuje wioskom tutaj. 



Lipcowe motywy. Bedac po raz tysieczny w Bodenwerder nad Wezera, odkrylam dawny "wlóczkowy" sklep. Do tej pory nie zauwazylam tego elementu. A deptak naprawde nie jest duzy. A drzewo akurat sobie kwitlo, niestety nie wiem, jak sie nazywa. 




Piekny zachód slonca wieczorem 1 lipca, obserwowany z góry zwanej tutaj Holzberg, czyli drzewianej. Do tej pory pogoda utrzymywala sie az za bardzo, mielismy upalne dni, a dzisiaj zaczal padac deszcz, który tez byl bardzo konieczny. Moje beczki z deszczówka znowu sa pelne. Pomidory kwitna, dynie i cukinie juz maja malenkie owoce. 
 
Z pracy slyszalam tylko tyle, po tym, jak zadzwonilam do sekretariatu, co z moim podaniem o zmniejszenie etatu- 19tego mam termin rozmowy z naszym dyrektorem pielegniarskim, znaczy z tym Fabianem, ciekawe, co jeszcze chce wiedziec, bo przeciez wszystko mu powiedzialam na poczatku czerwca? Pewnie chce mnie od planu odwiesc? Kon by sie usmial. 

Wczoraj pogonilam jakas spod plotu, bo mi na posesje wejsc chciala. Bylo wpól do siódmej wieczorem, skrobalam jeszcze kilka desek na altance, bo malowac chcemy, znaczy elektryczna maszynka, i widze katem oka, ze jakas kobita naklejona na plot, daje mi znaki, abym maszynke wylaczyla, pewnie o droge chce pytac, pomyslalam i wylaczylam. A ona sie pyta, czy tu mieszkam. A mieszkam, bo co? I chce wiedziec, z kim i czy moje, i ogólnie rózne prywatne sprawy. A pani to sie z choinki urwala, czy jakie pani ma plany? Pokazuje mi na szyi wiszacy zalaminowany naszyjnik, z imieniem, nazwiskiem, data urodzenia, i nasz powiat wypisany tez tam byl. Ze ona z Zensusa jest. A co to za dziwo, pytam sie, ze pani z tego jakiegos Zensusa takie baaardzo prywane pytanie przez plot zadaje? Kto tu mieszka, wiadome jest w biurze meldunkowym ( u nas obowiazek meldunkowy). Czy dom jedno-, dwu- czy innorodzinny, stoi papierku z podatkiem, który place, a nasze zawody i dochody z kolei na corocznym rozliczeniu podatkowym, wiec idz pani w maliny z takimi pytaniami. Zafoliowana tabliczka to zadne cudo, widziano juz falszywych policjantów w oryginalnych policyjnych mundurach, przestrzega sie przed rozmaitymi sposobami, wykorzystywanymi przez przestepcze grupy, wiec za pozwoleniem, ja pani w zadne slowo nie wierze, do tego mamy pandemie, a pani lazi z domu do domu i roznosi zaraze, czy zle to rozumiem? Przeciez w dzisiejszych czasach wszystko ma sie zalatwiac pisemnie, telefonicznie, faksowo i majlowo, a nie lazeniem po urzedach i chalupach, bez maski, bez testu, i czy pani w ogóle szczepiona? Pani sie naburmuszyla, i gada mi, ze powinnam wiedziec, ze ona jest Zensus, i co to Zensus. Nie, nie wiem, musze? Tak, bo w prasie pisali. Pani, ja prase odstawilam w sensie abonamentu w kwietniu zeszlego roku. Ale w telewizorni tez mówili. Pani, my telewizornie jakis czas temu juz odstawilismy, bo nie mamy ochoty ogladac bezsensownych gadajacych glów, jak na ten przyklad Ricarda Lang czy wizji przyszlosci naszego ministra od zdrowia. Sama pani widzi, wpól do siódmej wieczorem, ja sobie w ogrodzie przebywam a nie przed telewizornia, bo mnie ogród bardziej rajcuje. Sie znowu naburmuszyla, ze ona musi wiedziec pewne rzeczy. Jaki to dom na przyklad, ile ludzi na ilu metrach na przyklad. Jesli pani mysli dokwaterowac tu Murzynów, to niech pani zapomni, to jest mój dom, moja krwawica, tu mieszka sie tylko za moja zgoda, i wejsc moze tylko ten, któremu na to pozwole. Nie nie, zadne dokwaterowanie, po prostu panstwo (panstwo!) interesuje sie co 10 lat, kto i jak mieszka. Hm, szkoda, ze nie interesowalo sie, jak ja na raty za remont tego domu robilam, z jednej wyplaty, z nieletnim dzieckiem, które sama wychowywalam. Takie rzeczy dziwna koleja rzeczy "panstwo" nigdy nie interesowaly. Powiedzialam jej, ze przy plocie na pytania nie odpowiadam, jak chce, moze mi przyslac papiery, ale nie musi, ale byc moze sasiedzi sa bardziej rozmowni, i bedzie miala wiecej szczescia przy wypytywaniu. Nie, do sasiadów nie idzie, bo chodzi tylko po wylosowanych domach (?!). 
W kazdym razie, po jej odejsciu poinformowalam policje, ze lazi jakas i wypytuje o bardzo prywatne sprawy, o takiej porze. Policjant przyznal mi racje, ze w rzeczy samej dziwne. Tak wiec, jakby na drugi tydzien ktos mi chalupe obrobil, to wiem, ze ktos byl i o co pytal. 
Dzisiaj zadzwonilam do powiatu, spytac, czy to legalne. Tak, jest Zensus, liczenie, przepytywanki o warunki, bo ponoc ci liczacy nie maja dostepu do wlasnie urzedu meldunkowego, podatków od rodzaju domów, zawodów ludzi i tak dalej. Hahaha. Obywatel jest praktycznie przejrzyscie szklany, ale niech im tam, bajki mnie bawia. Powiedzialam, co o tym mysle, obca baba przy plocie, zalaminowanie cos, niby urzad, tricki przestepcze. I okazalo sie, ze baba bardzo nieprofesjonalnie i od dupy strony u mnie zaczela. Przede wszystkim, powinna mnie przy pomocy ulotki przynajmniej 2 dni wczesniej poinformowac, ze chce przyjsc. Wpuszczac jej nie musze. Do zalaminowanego powinna pokazac tez dowód osobisty, bo to zalaminowane nie ma wartosci prawnej. Wszystkiego nie zrobila, wiec bęc. Powiedzialam jeszcze moje zdanie na temat lazenia po chalupach w czasach pandemii, przyznano mi racje. Jak nie mam racji, po prostu sie nie odzywam, stwierdzilam. Do chalupy i na posesje nie mam obowiazku wpuszczac, prawidlowo? Prawidlowo. Jedynie kominiarza *. Oj zebym problemu z tego nie miala, zamartwila sie pani z powiatu. Jakiego problemu?? Ze odbilam jakies babsko, którego nie znam, nie wiem, czego ode mnie chce, pokazujace mi nic nie znaczace laminatki? Pani kochana, jezeli ktos mialby miec z tego problem, to nie ja, bo w swoim prawie bylam, ale to nieprofesjonalne babsko radze wycofac z ruchu, bo tylko w szkode wchodzi, na serio pani mówie. Rozmówczyni sie zadukala przy telefonie. No tak. I jak sie rozstalysmy? Ano tak, ze wskazalam babsku istnienie pandemii i droge przez poczte czy inne nieosobiste drogi, jak ma na serio cos dla mnie urzedowego. No tak no tak. Powiatowa rozmówczyni idzie wiec teraz tam do tego Zensusowego miejsca, zalatwic mi te droge przez poczte i w razie czego, odmówic ewentualnych konsekwencji dla mnie. Konsekwencji nie bedzie, o ile to babsko znowu nie przylezie, widziec jej wiecej nie chce, bo sie zachowala jak dzikus (przyznano mi racje), a poza tym, moi przodkowie umieli obchodzic sie widlami do gnoju, i cos w genach zawsze da sie znalezc, c`nie? ;) Nikt mi nie zabroni bronic nienaruszalnosci mojego domu i posesji w czasach pandemii, koniec, kropka. Bo ja w swojej racji jestem i mojej miedzy sie trzymam :)) 

*Kominiarz jest jedyna osoba, która ma prawo wejscia do domu, pomijajac oczywiscie sadowe nakazy wejscia/ rewizji. Prawo pochodzi jeszcze z czasów Trzeciej Rzeszy i nacjonalsocjalizmu, i  mialo jeszcze ten sens, ze kominiarz, wchodzac wszedzie, wiele mógl zaobserwowac i podsluchac. Dziwna koleja rzeczy, prawa tego nie zniesiono do dzisiaj, chociaz wszystko inne z tamtych czasów jest bee i zabronione. Tak to tez powiedzialam w powiecie, ze co jak co, ale jest co najmniej frapujace, ze ten relikt z zamierzchlych i bee czasów nadal istnieje, i ciekawe, dlaczego ;) Pytanie oczywiscie retoryczne. Ale zawsze klade nacisk na to, zeby moi rozmówcy wiedzieli, ze nie spotkali sie z gaska. 

Amen na dzisiaj.